środa, 4 lutego 2015

Roździał 20

Co ona sobie myślała?,że co postrzeli się i będzie po wszystkim że uniknie cierpienia i walki o życie.Najwidoczniej była w błędzie bo zapomniała że ma przyjaciół ,którzy mimo jej głupich wyskoków zawsze ją znajdą i pomogą.Nawet jeżeli to był najgłupszy jaki miała. Teraz trzeba tylko czekać aż się obudzi-pomyślała kat czekając na hazze przed szpitalem. Ten oczywiście nie kazał jej czekać długo bo zjawił się w zaledwie 5 min od jej wyjścia z szpitala.
-Hej Hazz- uśmiechnęła się na jego widok
-Hej kat, co z nią?- podszedł do niej zmieszany od razu przytulając ją
-Wiesz nie najlepiej nadal jest nieprzytomna ,a lekarze mówią że teraz ta doba jest najważniejsza w jej życiu.
-Czyli kiepsko to wygląda
-No właśnie
-Ale wiesz trzeba być dobrej myśli
-Może masz racje..
-Nie że może,ja zawsze ją mam
-Nie wymądrzaj się tak-pokazałam jemu język
-Nie pokazuj języka bo ci krowa nasika-powiedział to w taki sposób że prawie wybuchnęłam śmiechem ale w porę się opanowałam
-Mów za siebie loczku-mrugnęłam do niego
-Nie nazywaj mnie tak-podszedł pochwycił w ramiona przerzucił prze ramie i wszedł do szpitala.
Ja oczywiście zachowałam się jak kretynka ,bo jakby inaczej.. A mianowicie krzyczałam i kopałam harrego by mnie opuścił na ziemie a on się śmiał i szedł dalej nawet nie zwracając uwagi na to że personel szpitala się na nas patrzy.Kiedy byliśmy już pod salą mandi opuścił mnie na ziemie .A gdy już stałam spokojnie na nogach walnęłam go z całej siły w plecy
-Nigdy więcej tak nie rób,narobiłeś mi wstydu
-Oj kat,nie mów tak bo się popłacze-powiedział to przy okazji udając jak płacze,nie powiem rozbawiło mnie to troszkę ale jednak nie dość wystarczająco bo zobaczyłam za szybą leżącą Amandę a przy niej jego tatę.
-Halo ziemia do kat.. nad czym ty myślisz?
-Zastanowił mnie fakt skąd ty wiedziałeś gdzie ona leży.
-Em.. Ma się te wtyki co nie..
-yhm..niech ci będzie-powiedziałam przygryzając wargi i odwracając wzrok
-Dobra ,myślałam o Mandy i o tym czy przeżyje-spuściłam głowę w dół i wymamrotałam słowa tak aby ich nie usłyszał
-Kat co ja mówiłem..
-Co ty ,ty to usłyszałeś?
-Mam słoniowy słuch jakbyś chciała wiedzieć.
Trochę nam rozmowa zeszła bo nawet nie zauważyliśmy gdy..

Roździał 19

No kochany tatuś Amandy w końcu sobie przypomniał o córeczce.Normalnie pogratulować zainteresowania własnym dzieckiem.Kate siedziała na korytarzu spoglądając jak ojciec Amandy podchodzi do niej i pyta.
-Czemu dzwonią do mnie ze szpitala?!, co się stało?! czemu mi mówili o jakimś postrzale!
-Po pierwsze pan powinien wiedzieć, bo na pewno panu mówili, ale jakoś pan nie ma czasu by poświęcić go własnej córce.WOLI JE PAN WYZNACZYĆ NA PRACE, ALKOHOL I PIEPRZONE DZIWKI!!-W jego spojrzeniu zauważalny był strach i zdziwienie.
-Młoda damo nie takim tonem do mnie nie jestem twoim ojcem ani kolegą.
- Dla mnie pan jest nikim,tylko bezwartościowym człowiekiem. Odrzucającym własna córkę.-Spojrzała na niego ,wstała i odeszła w kierunku wyjścia. W tym samym czasie ojciec Amandy nie wiedział co się dzieje,Skąd Katherine wiedziała o tym co wyprawia.
Stał jak wryty patrząc jak Kate zbliża się do wyjścia i stał by tak dalej gdyby nie podszedł do niego lekarz.
-Pan Steel ?
-Tak to ja.
-A więc pańska córka jest w ciężkim stanie, na szczęście udało nam się wyciągnąć kule i zaszyć rany.Teraz są najważniejsze 24 godziny to od tego zależy czy przeżyje.
-Boże jak mogło się stać?!
- Nie mam pojęcia ale radziłbym zapisać ją do psychologa.
-dziękuje na pewno skorzystam z rady