Czy ja chce tej chemii..? hm... nie specjalnie!. Całe życie walczyłam oto żeby mnie akceptowali w szkole,żeby ojciec na mnie zwrócił uwagę zamiast tego chodził do tych pustych lal,którym zależało tylko na jego kasie. A jaki skutek z tego wyszedł postrzeliłam się,moja psychika nie wytrzymała,każdy chłopak się ze mnie nabijał,uważał za pustą idiotkę. Ale ja mam dość poddaję się,wygrali,mogę jedynie im pogratulować, bo ja już nie mam sił na tą samotną walkę i to jeszcze z rakiem. Moje życie po prostu było cudowne i szczerze jeśli mam sobie wszystko przypomnieć to wiele osób się przez nie przetoczyło nawet to że miałam fałszywą przyjaciółkę którą traktowałam jak siostrę,a ona co zrobiła? wbiła mi nóż w plecy. Normalnie pogratulować mojej naiwności. Jedynie co trzymało mnie przy życiu i dzięki czemu się uśmiechałam czasami to są moje przyjaciółki. Nie wiem jak one na tą wieść zareagują, ale muszą to zaakceptować bo ja wolę umrzeć niż przyjmować chemie i leki oraz znowu się męczyć przez lata i patrzeć jak się nad mną litują
Leżąc tak w łóżku nie zauważyłam że dziewczęta nadal się we mnie patrzą,czekając na moją odpowiedź. Pokiwałam głową na ,,Nie'' a one w momencie zamarły
No to teraz się zacznie....
-Jak to nie?! Amanda ty nie myślisz racjonalnie,błagam cię na wszystkie świętości przemyśl to!!!-Odezwała się Kat która natychmiast podbiegła do mojego łóżka ledwo opanowując swoją frustracje.
-Błagam cię Mandi nie zostawiaj mnie! z kim będę chodzić do sklepów?,z kim pójdę na koncert naszego ulubionego zespołu?Wiesz dobrze że Kat ich nie lubi,a co z Harrym doskonale wiem że ci się podoba i to z wzajemnością.Wiesz że on tu specjalnie dla ciebie przyjechał,a ty co chcesz tak po prostu wszystko zostawić,mnie?!Nas wszystkich?!Wiesz jesteś samolubna,wychodzę stąd bo nie chcę patrzeć jak cierpisz bo i mnie to zabije,ale wiedz jedno że nadal cię kocham jak siostrę i na zawsze tak zostanie-Powiedziała to Caroline,płacząc i krzycząc jednocześnie po czym wybiegła z pomieszczenia.
No super wyszło gorzej niż myślałam,będzie mi ich brakować....Ciekawe ile mi jeszcze czasu zostało?..
-Caro ma racje jesteś samolubna,ale jednak nie zostawię cię skoro naprawdę tego chcesz...to nie pozostaje mi nic innego jak być przy tobie i roztrwonić twoją kase którą tak długo oszczędzałaś...Nawet nie wiem po co?-Odezwała się kat nadal płakała ale zaczynała się uspokajać
Dobrze że to ona zawsze miała tą silniejszą psychikę której jej zazdrościłam....A kasę oszczędzałam po to żeby mieć na sytuacje kryzysowe i jak widać..nadeszła ta chwila.Szkoda że nadal nie mogę mówić,z tego co pamiętam to dopiero jutro będą mnie sprawdzać i może pozwolą nadwyrężyć gardło.
Wzruszyłam ramionami,nie potrafiąc nic innego wymyślić.
-No dobrze... to jak cię wypiszą zrobię ci listę najbardziej szalonych rzeczy które jakiekolwiek będziemy mogły zrobić, ale na to jeszcze mamy czas....Chociaż Mandi jedna prośba błagam cię przemyśl to jeszcze,bo bez ciebie ten świat będzie nudny, Olej Matta i innych bo naprawdę jesteś warta wszystkiego i nawet więcej, ale jeśli to jest twoja ostateczna decyzja...To rozumiem...Zostanę wtedy do momentu kiedy...-popatrzyła na mnie i zauważyłam że słowa nie potrafią jej przejść przez gardło,cały czas ciekły jej łzy-Wybacz nie potrafię tego powiedzieć,lepiej pójdę poszukać Caroline i zobaczę jak się trzyma-Wypowiadając te słowa wyprostowała się przetarła ręką oczy,pocałowała mnie w policzek po czym wyszła, a ja zostałam sama ze swoimi myślami.
Boże miałam ją ochotę przytulić,wykrzyczeć wszystko,wytłumaczyć.Tęsknie za ciocią a ta kraina w której byłam była taka spokojna że aż mam ochotę do niej wrócić i odpocząć na wieczność.
Leżałam tak krótką chwilę patrząc się w sufit po czym zasnełam....
_________________________________________________________________________________
Moi kochani wybaczcie że tak bardzo rzadko piszę ale z przyczyn prywatnych oraz szkoły nie miałam czasu by coś nowego napisać.Przepraszam za tak smutny roździał ale jak to mówią wena nie wybiera,chce was powiadomić że planuję napisanie jeszcze parę roździałów po których zakończę bloga.Także miłego czytania i HAPPY NEW YEAR 2017
CHILL
niedziela, 1 stycznia 2017
środa, 27 lipca 2016
Roździał 24
Akurat musiały mnie w tej chwili, zostawić z nim...,Co on sobie myśli, że od tak przebaczę mu za to że mnie zlewał przez 17 lat mojego życia.Nie!!, nie zrobię tego, ma on szczęście że nie umiem mówić jak na razie, bo bym zaczęłam krzyczeć co sił w gardle żeby go stąd wyprowadzili.
-Cześć kochanie, jak się czujesz?-podchodzi do mojego łóżka, przysuwając krzesło po czym siada na nim i patrzy na mnie z współczuciem.
Patrze na niego i wymuszam uśmiech, po chwili spuszczając głowę dół i bawię się dłońmi. Tata kładzie dłoń na mojej dłoni.Gdy wyczuwam dotyk odrazu sie wyrywam i odwracam na drugą stronę.
-Madi proszę daj mi szanse,wiem że cię zaniedbywałem przez te lata,ale zrozum po śmierci twojej mamy i mojej żony kompletnie sie załamałem i pochłonąłem w wir pracy, zapominając o tym że mam córkę, która potrzebuje taty, zostawiając ją samą z bólem po stracie bliskiej osoby.-mówi to tak łamliwym głosem ,że zaraz pomyśle że się rozpłacze, ale tak sie nie dzieje, bo słyszę jak wstaje i podchodzi w stronę okna żeby spojrzeć mi w oczy.
- Znajdę dla ciebie najlepszą klinikę na świecie i uleczymy cię z tego raka-mówi z półuśmiechem, w jego oczach widać nadzieję na to że rzeczywiście może tak się stać.Ale ja już w to nie wierzę,ja nie mam ojca.. mam tylko przyjaciółki i babcię której dawno nie widziałam.Szkoda że jej tu nie ma już dawno by mu przemówiła do rozsądku...że trochę za późno jak na ojcowskie uczucia.Kiedy on tak stoi na przeciw mnie, patrząc w moją stronę.Odwracam się w drugą stronę zamykam oczy i udaję że zasypiam.Ojciec wychodzi wzdychając i przez chwilę zostaję sama,dopóki nie słyszę chichotu dziewczyn.Otwieram oczy i widzę dwie moje przyjaciółki
-Oj kochana dałaś mu popalić i to jeszcze nie wypowiadając ani jednego słowa-mówi to Caroline
-Zgadzam się z tobą karo,wyszedł lekko podłamany ale w sumię należało mu się, powinien być lepszym ojcem-Uśmiecha się kate i chwyta za rękę
-Lekarz powiedział że jutro zaczniesz mówić i pyta czy zgadzasz się na chemioterapię.
-Cześć kochanie, jak się czujesz?-podchodzi do mojego łóżka, przysuwając krzesło po czym siada na nim i patrzy na mnie z współczuciem.
Patrze na niego i wymuszam uśmiech, po chwili spuszczając głowę dół i bawię się dłońmi. Tata kładzie dłoń na mojej dłoni.Gdy wyczuwam dotyk odrazu sie wyrywam i odwracam na drugą stronę.
-Madi proszę daj mi szanse,wiem że cię zaniedbywałem przez te lata,ale zrozum po śmierci twojej mamy i mojej żony kompletnie sie załamałem i pochłonąłem w wir pracy, zapominając o tym że mam córkę, która potrzebuje taty, zostawiając ją samą z bólem po stracie bliskiej osoby.-mówi to tak łamliwym głosem ,że zaraz pomyśle że się rozpłacze, ale tak sie nie dzieje, bo słyszę jak wstaje i podchodzi w stronę okna żeby spojrzeć mi w oczy.
- Znajdę dla ciebie najlepszą klinikę na świecie i uleczymy cię z tego raka-mówi z półuśmiechem, w jego oczach widać nadzieję na to że rzeczywiście może tak się stać.Ale ja już w to nie wierzę,ja nie mam ojca.. mam tylko przyjaciółki i babcię której dawno nie widziałam.Szkoda że jej tu nie ma już dawno by mu przemówiła do rozsądku...że trochę za późno jak na ojcowskie uczucia.Kiedy on tak stoi na przeciw mnie, patrząc w moją stronę.Odwracam się w drugą stronę zamykam oczy i udaję że zasypiam.Ojciec wychodzi wzdychając i przez chwilę zostaję sama,dopóki nie słyszę chichotu dziewczyn.Otwieram oczy i widzę dwie moje przyjaciółki
-Oj kochana dałaś mu popalić i to jeszcze nie wypowiadając ani jednego słowa-mówi to Caroline
-Zgadzam się z tobą karo,wyszedł lekko podłamany ale w sumię należało mu się, powinien być lepszym ojcem-Uśmiecha się kate i chwyta za rękę
-Lekarz powiedział że jutro zaczniesz mówić i pyta czy zgadzasz się na chemioterapię.
wtorek, 23 lutego 2016
Roździał 23
-Ale ciociu ja nie chce cie opuszczać,tu czuje spokój którego nie czuje tam... w świecie realnym-patrze na nią ze łzami w oczach, na co ona przygarnia mnie do siebie
-Wiem, skarbie wiem.. ale wiesz nikt nie powiedział że życie będzie takie łatwe- spojrzała na mnie z współczuciem ,a po chwili odsunęła się chwyciła za ręce i uśmiechnęła się do mnie mówiąc
- Ale ty masz więcej siły w sobie, niż niejedna istota czy człowiek na tym świecie. Jestem pewna że od tej chwili wszystko się zmieni na lepsze.
Po chwili zaczęła się rozpływać a ja krzycząc ,,CIOCIU WRÓĆ!!!'' upadłam na kolana a cała polana na której jestem zaczęła znikać a mnie ogarnęła ciemność.
Nie wiem ile w niej jestem, ale nagle zobaczyłam ostre światło, tak ostre że ledwo mogę na nie spojrzeć.
nie mogę jest zbyt ostre muszę zamknąć oczy..
- Madi proszę nie zamykaj oczu wróć do nas- słyszę krzyk i łkanie
kto to? nie potrafię rozpoznać głosu..czuje dotyk ręki która mną delikatnie potrząsa,więc postanawiam otworzyć oczy jeszcze raz.Teraz światło tak mnie nie razi,a pierwszą osobą którą rozpoznaje jest moja przyjaciółka Kathrine,potem widzę Carol tylko jednej osoby nie mogę rozpoznać.Wszyscy stoją mając łzy w oczach,rozmawiają ze sobą przytulają do siebie tylko kat popada w histerie.Nagle odwróciła się do mnie i wpadła w szok.Patrze na nią,chce coś powiedzieć ale nie potrafię. Jedyne co potrafię to uśmiech,a kat rzuciła się do mnie w uścisku.
-Jak mogłaś nas tak nastraszyć!?-powiedziała nieco głośniej,nadal mnie przytulając-Myślałaś że zabijając siebie z powodu głupiej choroby przyniesiesz nam ulgę?-puściła mnie,patrzy na mnie groźnie ale też napływają jej łzy do oczu
-Jesteś głupia myśląc że nikt by za tobą nie tęsknił,że nikt by cie nie wspierał.Wiesz powinnyśmy cie zostawić ale nadal tu jesteśmy,bo jesteś dla nas jak siostra. A jeszcze jedno, jest twój ojciec i chce z tobą pogadać,nie chce słyszeć sprzeciwu,wiem że to palant, ale może po twojej niemądrej akcji trochę się zmienił-doznaje szoku mój tata?. Przecież ja go nigdy nie obchodzę,zawsze sama musiała sobie radzić więc czemu właśnie teraz?. Może ten pomysł z tym postrzeleniem sie nie był wcale taki zły... przynajmniej mam z tego jakiś profit...
Nim sie zorientowałam dziewczyn już nie było, a w pokoju został tylko mój ojciec.
-Wiem, skarbie wiem.. ale wiesz nikt nie powiedział że życie będzie takie łatwe- spojrzała na mnie z współczuciem ,a po chwili odsunęła się chwyciła za ręce i uśmiechnęła się do mnie mówiąc
- Ale ty masz więcej siły w sobie, niż niejedna istota czy człowiek na tym świecie. Jestem pewna że od tej chwili wszystko się zmieni na lepsze.
Po chwili zaczęła się rozpływać a ja krzycząc ,,CIOCIU WRÓĆ!!!'' upadłam na kolana a cała polana na której jestem zaczęła znikać a mnie ogarnęła ciemność.
Nie wiem ile w niej jestem, ale nagle zobaczyłam ostre światło, tak ostre że ledwo mogę na nie spojrzeć.
nie mogę jest zbyt ostre muszę zamknąć oczy..
- Madi proszę nie zamykaj oczu wróć do nas- słyszę krzyk i łkanie
kto to? nie potrafię rozpoznać głosu..czuje dotyk ręki która mną delikatnie potrząsa,więc postanawiam otworzyć oczy jeszcze raz.Teraz światło tak mnie nie razi,a pierwszą osobą którą rozpoznaje jest moja przyjaciółka Kathrine,potem widzę Carol tylko jednej osoby nie mogę rozpoznać.Wszyscy stoją mając łzy w oczach,rozmawiają ze sobą przytulają do siebie tylko kat popada w histerie.Nagle odwróciła się do mnie i wpadła w szok.Patrze na nią,chce coś powiedzieć ale nie potrafię. Jedyne co potrafię to uśmiech,a kat rzuciła się do mnie w uścisku.
-Jak mogłaś nas tak nastraszyć!?-powiedziała nieco głośniej,nadal mnie przytulając-Myślałaś że zabijając siebie z powodu głupiej choroby przyniesiesz nam ulgę?-puściła mnie,patrzy na mnie groźnie ale też napływają jej łzy do oczu
-Jesteś głupia myśląc że nikt by za tobą nie tęsknił,że nikt by cie nie wspierał.Wiesz powinnyśmy cie zostawić ale nadal tu jesteśmy,bo jesteś dla nas jak siostra. A jeszcze jedno, jest twój ojciec i chce z tobą pogadać,nie chce słyszeć sprzeciwu,wiem że to palant, ale może po twojej niemądrej akcji trochę się zmienił-doznaje szoku mój tata?. Przecież ja go nigdy nie obchodzę,zawsze sama musiała sobie radzić więc czemu właśnie teraz?. Może ten pomysł z tym postrzeleniem sie nie był wcale taki zły... przynajmniej mam z tego jakiś profit...
Nim sie zorientowałam dziewczyn już nie było, a w pokoju został tylko mój ojciec.
czwartek, 27 sierpnia 2015
Roździał 22
Patrzyłam na harrego i czekałam aż sie uspokoi w moich ramionach. Trochę to trwało,ale w końcu sie udało i mogliśmy w spokoju wejść do sali,gdzie leżała Amanda.Trochę to dziwne, tak wiele sie wydarzyło w przeciągu tygodnia. Upadek Amandy,koncert One Direction,wykrycie białaczki u mandi,jej ucieczka, poznanie zespołu, pościg za nią ,jej postrzał. A teraz siedzimy w szpitalu i czekamy aż sie obudzi z jej snu. Jedyne ciekawi mnie co jej sie śni, czy w ogóle wie że my tu jesteśmy...
Perspektywa Amandy:
Jestem na łące pełnej różnorodnych kwiatów, kicających zajączków i biegających miniaturowych psów . Niebo jest czyste,słoneczko świeci, a na niebie jest niezwykła kolorowa tęcza. Och jak tu pięknie mogłam bym tu zostać cały czas. Tylko czemu tu jestem sama?
-Halo jest tu kto? - cisza... nikt nie odpowiada.
-Proszę niech ktoś sie odezwie- Nagle przede mną pojawiła sie jakaś poświata z biegiem czasu przemieniająca sie w moją zmarłą ciocie. W wysoką blondynkę o niebieskich oczach i promiennym uśmiechu jak zawsze ma na sobie eleganckie ubrania.
-Witaj skarbie- podchodzi do mnie i mnie przytula
-Ciocia co ty tu robisz?- patrze na nią i od razu sztywnieje na jej dotyk
-Przyszłam ci pomóc - mówi do mnie jak zawsze ze swoim promiennym uśmiechem
-Pomóc w czym?
-W dokonaniu wyboru.Czy chcesz tu zostać i iść dalej ze mną czy jednak wolisz wrócić jednak do nich.
-Ty sobie chyba jakieś żarty robisz-kpie z jej odpowiedzi
-Nie kochana jesteś na granicy życia i śmierci,ale wybór na leży do ciebie
Nagle wszystko mi sie przypomniało.Jestem chora i sie postrzeliłam
-Ja nie wiem....Nie mogę zostać na tej granicy? Bym mogła widzieć częściej ciebie ale i zarówno żyć. Tęsknie za tobą.
-Wiem kochanie,wiem ale moje życie sie już skończyło a twoje może nadal trwać , jeśli tylko o nie zawalczysz.
-Nie potrafię, nie mam na to sił. Wszystko mi sie nie udaje,właściwie to moje życie to tylko jedna wielka porażka.
-Ej.. nie mów tak i głowa do góry. Będzie dobrze,a duchy wiedzą co mówią
-Czyli jednak nie mam halucynacji - powiedziałam swoją myśl na głos na co ona sie zaśmiała
-Niee... a teraz powiesz mi jaki jest twój wybór?
Perspektywa Amandy:
Jestem na łące pełnej różnorodnych kwiatów, kicających zajączków i biegających miniaturowych psów . Niebo jest czyste,słoneczko świeci, a na niebie jest niezwykła kolorowa tęcza. Och jak tu pięknie mogłam bym tu zostać cały czas. Tylko czemu tu jestem sama?
-Halo jest tu kto? - cisza... nikt nie odpowiada.
-Proszę niech ktoś sie odezwie- Nagle przede mną pojawiła sie jakaś poświata z biegiem czasu przemieniająca sie w moją zmarłą ciocie. W wysoką blondynkę o niebieskich oczach i promiennym uśmiechu jak zawsze ma na sobie eleganckie ubrania.
-Witaj skarbie- podchodzi do mnie i mnie przytula
-Ciocia co ty tu robisz?- patrze na nią i od razu sztywnieje na jej dotyk
-Przyszłam ci pomóc - mówi do mnie jak zawsze ze swoim promiennym uśmiechem
-Pomóc w czym?
-W dokonaniu wyboru.Czy chcesz tu zostać i iść dalej ze mną czy jednak wolisz wrócić jednak do nich.
-Ty sobie chyba jakieś żarty robisz-kpie z jej odpowiedzi
-Nie kochana jesteś na granicy życia i śmierci,ale wybór na leży do ciebie
Nagle wszystko mi sie przypomniało.Jestem chora i sie postrzeliłam
-Ja nie wiem....Nie mogę zostać na tej granicy? Bym mogła widzieć częściej ciebie ale i zarówno żyć. Tęsknie za tobą.
-Wiem kochanie,wiem ale moje życie sie już skończyło a twoje może nadal trwać , jeśli tylko o nie zawalczysz.
-Nie potrafię, nie mam na to sił. Wszystko mi sie nie udaje,właściwie to moje życie to tylko jedna wielka porażka.
-Ej.. nie mów tak i głowa do góry. Będzie dobrze,a duchy wiedzą co mówią
-Czyli jednak nie mam halucynacji - powiedziałam swoją myśl na głos na co ona sie zaśmiała
-Niee... a teraz powiesz mi jaki jest twój wybór?
niedziela, 23 sierpnia 2015
roździał 21
Gdy nagle maszyny podtrzymujące życie zaczęły piszczeć,do sali wbiegli lekarze nam kazali sie odsunąć.Nie wiedziałam sama co sie dzieje?!.Boże tylko nie ona,nie nasza najukochańsza Mandi,błagam niech ona to przeżyje.Patrze przez okno gdy lekarze reanimują moją przyjaciółkę...
lekarz wydaje jakieś polecenia pielęgniarka podaje jakiś zastrzyk sama nie wiem co w nim jest.
Z tego co widziałam po jakimś czasie tętno się ustabilizowało.No i właśnie podszedł do nas lekarz.
-Jesteście dla niej rodziną?
-Nie nie jesteśmy,ale czy może pan powiedzieć nam jaki aktualnie jest jej stan i czy to może sie powtórzyć?
-Przykro mi ale wszelakie informacje udzielam tylko rodzinie
-Naprawdę nie może pan nic powiedzieć
-naprawdę nie mogę,takie są procedury.
-No dobrze dziękuje.
W tym momencie lekarz sie od nas odwrócił i poszedł w kierunku innych pacjentów.Odwróciłam sie do hazzy ,a on stał jak wryty patrząc na mandi.
-Harry żyjesz?-pytam, a on nic dalej stoi jakby zobaczył ducha
-HARRY!!!-krzyczę mu wprost do ucha co powoduje że budzi sie z zamyślenia i pociera ucho
-AŁA!! Nie umiesz delikatniej?
-Nie, nie umie.-wyciągam język ale jakoś to nie sprawia mu uśmiechu bo stoi smutny.
-Kat to nie podziała tym razem..
-Dobra powiedz o czym myślisz bo widzę że coś cie trapi.-szturcham go w ramie tak żeby na mnie spojrzał.
-Ona nie może umrzeć dopiero co ją poznałem....a... uważam jakbym znał ją całe moje życie.Pewnie uznasz to za głupie ,ale... tak jest i nie mogę na to nic poradzić.-Patrzy na mnie ze łzami,oj biedny Harry aż mi sie go zrobiło żal.Podeszłam do niego i pozwoliłam mu sie wtulić w swoje ciało
-Mandi nie umrze masz moje słowo.
-Obiecujesz-chlipie
-Tak obiecuje-Kłamie w dobrej wierze bo nie mogę go zapewnić czy rzeczywiście tak sie stanie.
środa, 4 lutego 2015
Roździał 20
Co ona sobie myślała?,że co postrzeli się i będzie po wszystkim że uniknie cierpienia i walki o życie.Najwidoczniej była w błędzie bo zapomniała że ma przyjaciół ,którzy mimo jej głupich wyskoków zawsze ją znajdą i pomogą.Nawet jeżeli to był najgłupszy jaki miała. Teraz trzeba tylko czekać aż się obudzi-pomyślała kat czekając na hazze przed szpitalem. Ten oczywiście nie kazał jej czekać długo bo zjawił się w zaledwie 5 min od jej wyjścia z szpitala.
-Hej Hazz- uśmiechnęła się na jego widok
-Hej kat, co z nią?- podszedł do niej zmieszany od razu przytulając ją
-Wiesz nie najlepiej nadal jest nieprzytomna ,a lekarze mówią że teraz ta doba jest najważniejsza w jej życiu.
-Czyli kiepsko to wygląda
-No właśnie
-Ale wiesz trzeba być dobrej myśli
-Może masz racje..
-Nie że może,ja zawsze ją mam
-Nie wymądrzaj się tak-pokazałam jemu język
-Nie pokazuj języka bo ci krowa nasika-powiedział to w taki sposób że prawie wybuchnęłam śmiechem ale w porę się opanowałam
-Mów za siebie loczku-mrugnęłam do niego
-Nie nazywaj mnie tak-podszedł pochwycił w ramiona przerzucił prze ramie i wszedł do szpitala.
Ja oczywiście zachowałam się jak kretynka ,bo jakby inaczej.. A mianowicie krzyczałam i kopałam harrego by mnie opuścił na ziemie a on się śmiał i szedł dalej nawet nie zwracając uwagi na to że personel szpitala się na nas patrzy.Kiedy byliśmy już pod salą mandi opuścił mnie na ziemie .A gdy już stałam spokojnie na nogach walnęłam go z całej siły w plecy
-Nigdy więcej tak nie rób,narobiłeś mi wstydu
-Oj kat,nie mów tak bo się popłacze-powiedział to przy okazji udając jak płacze,nie powiem rozbawiło mnie to troszkę ale jednak nie dość wystarczająco bo zobaczyłam za szybą leżącą Amandę a przy niej jego tatę.
-Halo ziemia do kat.. nad czym ty myślisz?
-Zastanowił mnie fakt skąd ty wiedziałeś gdzie ona leży.
-Em.. Ma się te wtyki co nie..
-yhm..niech ci będzie-powiedziałam przygryzając wargi i odwracając wzrok
-Dobra ,myślałam o Mandy i o tym czy przeżyje-spuściłam głowę w dół i wymamrotałam słowa tak aby ich nie usłyszał
-Kat co ja mówiłem..
-Co ty ,ty to usłyszałeś?
-Mam słoniowy słuch jakbyś chciała wiedzieć.
Trochę nam rozmowa zeszła bo nawet nie zauważyliśmy gdy..
-Hej Hazz- uśmiechnęła się na jego widok
-Hej kat, co z nią?- podszedł do niej zmieszany od razu przytulając ją
-Wiesz nie najlepiej nadal jest nieprzytomna ,a lekarze mówią że teraz ta doba jest najważniejsza w jej życiu.
-Czyli kiepsko to wygląda
-No właśnie
-Ale wiesz trzeba być dobrej myśli
-Może masz racje..
-Nie że może,ja zawsze ją mam
-Nie wymądrzaj się tak-pokazałam jemu język
-Nie pokazuj języka bo ci krowa nasika-powiedział to w taki sposób że prawie wybuchnęłam śmiechem ale w porę się opanowałam
-Mów za siebie loczku-mrugnęłam do niego
-Nie nazywaj mnie tak-podszedł pochwycił w ramiona przerzucił prze ramie i wszedł do szpitala.
Ja oczywiście zachowałam się jak kretynka ,bo jakby inaczej.. A mianowicie krzyczałam i kopałam harrego by mnie opuścił na ziemie a on się śmiał i szedł dalej nawet nie zwracając uwagi na to że personel szpitala się na nas patrzy.Kiedy byliśmy już pod salą mandi opuścił mnie na ziemie .A gdy już stałam spokojnie na nogach walnęłam go z całej siły w plecy
-Nigdy więcej tak nie rób,narobiłeś mi wstydu
-Oj kat,nie mów tak bo się popłacze-powiedział to przy okazji udając jak płacze,nie powiem rozbawiło mnie to troszkę ale jednak nie dość wystarczająco bo zobaczyłam za szybą leżącą Amandę a przy niej jego tatę.
-Halo ziemia do kat.. nad czym ty myślisz?
-Zastanowił mnie fakt skąd ty wiedziałeś gdzie ona leży.
-Em.. Ma się te wtyki co nie..
-yhm..niech ci będzie-powiedziałam przygryzając wargi i odwracając wzrok
-Dobra ,myślałam o Mandy i o tym czy przeżyje-spuściłam głowę w dół i wymamrotałam słowa tak aby ich nie usłyszał
-Kat co ja mówiłem..
-Co ty ,ty to usłyszałeś?
-Mam słoniowy słuch jakbyś chciała wiedzieć.
Trochę nam rozmowa zeszła bo nawet nie zauważyliśmy gdy..
Roździał 19
No kochany tatuś Amandy w końcu sobie przypomniał o córeczce.Normalnie pogratulować zainteresowania własnym dzieckiem.Kate siedziała na korytarzu spoglądając jak ojciec Amandy podchodzi do niej i pyta.
-Czemu dzwonią do mnie ze szpitala?!, co się stało?! czemu mi mówili o jakimś postrzale!
-Po pierwsze pan powinien wiedzieć, bo na pewno panu mówili, ale jakoś pan nie ma czasu by poświęcić go własnej córce.WOLI JE PAN WYZNACZYĆ NA PRACE, ALKOHOL I PIEPRZONE DZIWKI!!-W jego spojrzeniu zauważalny był strach i zdziwienie.
-Młoda damo nie takim tonem do mnie nie jestem twoim ojcem ani kolegą.
- Dla mnie pan jest nikim,tylko bezwartościowym człowiekiem. Odrzucającym własna córkę.-Spojrzała na niego ,wstała i odeszła w kierunku wyjścia. W tym samym czasie ojciec Amandy nie wiedział co się dzieje,Skąd Katherine wiedziała o tym co wyprawia.
Stał jak wryty patrząc jak Kate zbliża się do wyjścia i stał by tak dalej gdyby nie podszedł do niego lekarz.
-Pan Steel ?
-Tak to ja.
-A więc pańska córka jest w ciężkim stanie, na szczęście udało nam się wyciągnąć kule i zaszyć rany.Teraz są najważniejsze 24 godziny to od tego zależy czy przeżyje.
-Boże jak mogło się stać?!
- Nie mam pojęcia ale radziłbym zapisać ją do psychologa.
-dziękuje na pewno skorzystam z rady
-Czemu dzwonią do mnie ze szpitala?!, co się stało?! czemu mi mówili o jakimś postrzale!
-Po pierwsze pan powinien wiedzieć, bo na pewno panu mówili, ale jakoś pan nie ma czasu by poświęcić go własnej córce.WOLI JE PAN WYZNACZYĆ NA PRACE, ALKOHOL I PIEPRZONE DZIWKI!!-W jego spojrzeniu zauważalny był strach i zdziwienie.
-Młoda damo nie takim tonem do mnie nie jestem twoim ojcem ani kolegą.
- Dla mnie pan jest nikim,tylko bezwartościowym człowiekiem. Odrzucającym własna córkę.-Spojrzała na niego ,wstała i odeszła w kierunku wyjścia. W tym samym czasie ojciec Amandy nie wiedział co się dzieje,Skąd Katherine wiedziała o tym co wyprawia.
Stał jak wryty patrząc jak Kate zbliża się do wyjścia i stał by tak dalej gdyby nie podszedł do niego lekarz.
-Pan Steel ?
-Tak to ja.
-A więc pańska córka jest w ciężkim stanie, na szczęście udało nam się wyciągnąć kule i zaszyć rany.Teraz są najważniejsze 24 godziny to od tego zależy czy przeżyje.
-Boże jak mogło się stać?!
- Nie mam pojęcia ale radziłbym zapisać ją do psychologa.
-dziękuje na pewno skorzystam z rady
Subskrybuj:
Posty (Atom)